Posiadam w domu czterech Osobników płci męskiej (żeńska
nie sięga jeszcze do lodówki).
Szczególnie w okresie wakacji moi Panowie są nader wygłodzeni, bądź to
wyczerpującą aktywnością fizyczną – ganianiem za piłką,
kosiarką, rowerem, rolkami – tudzież oderwani z nudów od monitora komputera.
Każda pora jest dobra, żeby coś przekąsić, jak to mawiają. I to nie tam
jakiegoś owoca, kisielku… To dobre dla maluchów. Wakacje w rzeczywistości są
generalnie dla Nich, bo ja kiedy ogarnę kuchnię i zamierzam się z niej
niepostrzeżenie wylogować, jestem w sekundę cofana z zarzutem: ,,Czy ja
muszę w tym domu wiecznie głodować? Co mogę rzucić na ruszt?”. Przełykam
ostre riposty po oznajmieniu, że dopiero pozmywałam po obiedzie pełnym
sznycli i kapusty, i rzucam tylko: ,,Ty nas po prostu zjesz!”. Na to
latorośl z uśmiechem odpowiada, że robi, co może.
Ach, żeby tak powiedzieć: ,,Stoliczku nakryj się". Otwieram lodówkę, ale
Panu nie dogodzisz. Naleśniczkami się nie naje, jajecznica była na
śniadanie, pasta z makreli zapycha Go (Ciekawe dlaczego? Nie wiem…)… No i
morduj się, wymyślaj, a Synio dalej przeczesuje szafki.
Aż przypomniałam sobie, że kilka dni temu przesłała mi koleżanka (która ma
trzech wygłodniałych Panów) przepis na domowe hamburgery. Mięso mam, reszta
też się znajdzie. Widzę uśmiech dziecka, tylko to się liczy dla mojego
matczynego serca. Więc zabieram się do roboty.
1 kg zmielonej wołowiny mieszam z 2 jajkami, 150 ml wody ze startymi na
tarce z dużymi oczkami 2 cebulami, dodaję 4 łyżki ostrej musztardy, sól,
pieprz. Wymieszam i formuję płaskie hamburgerki. W międzyczasie do
piekarnika wkładam przekrojone na pół bułki, zwykłe kajzerki, aby były
ciepłe i chrupiące. Smażę hamburgery po 3-5 minut z każdej strony. Kiedy
przekręcam, już na usmażoną stronę kładę plaster sera żółtego. Przygotowuję
sos: 3 łyżki majonezu, starty znowu na tarce na dużych oczkach jeden ogórek
konserwowy, jedna cebula, wyciśnięty ząbek czosnku, szczypta słodkiej
papryki. Wszystko ładnie bełtam. I na bułkę hop mięso, hop plaster pomidora,
ogórka, skrawek liścia sałaty, strużka keczupu i ww. sos.
Moi Panowie zanurzają zębiska w chrupiącej bułce z pachnącym mięsem i tylko
pomrukują szczęśliwi, przewracając oczami.
A ja, wykorzystując pełnię w Ich brzuchach, uciekam gdzie pieprz rośnie,
zanim znów... poczują głód.
Dedykuję ten artykuł z przepisem dla wszystkich kochanych Mam, które nie
wiedzą już, co wymyślić, by zaspokoić głód swych pociech . Zostańcie z
Bogiem!
eg do góry